Nie kłamcie medykom!

Nie kłamcie medykom!

Nietuzinkowy premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson w pewnym momencie nawrócił się i zaczął mówić ludzkim głosem. Powiedział, że jeśli ludzie będą przestrzegać wydawanych zaleceń, to jest szansa na odwrócenie tendencji wzrostowej epidemii koronawirusa w jego kraju w ciągu 12 tygodni. 12 tygodni, to 3 miesiące, a więc w ostatnich dniach czerwca zacznie spadać zachorowalność na chorobę COVID-19. Nie oznacza to, że choroba zniknie, będzie jej tylko coraz mniej. Oczywiście o ile taka symulacja będzie miała rzeczywiście miejsce. Co robić w takim razie przez te miesiące nadziei, jakie kroki podejmować, nasze indywidualne i te – najistotniejsze dla wszystkich – społeczne. „Mamy wybór – powiedział minister zdrowia Łukasz Szumowski w wywiadzie dla ‘Rzeczpospolitej’ – swoiste zamknięcie państwa i ograniczenie aktywności społecznej do minimum albo dziesiątki i setki tysięcy chorych, a do tego setki zmarłych. Nie chcę, by jak we Włoszech lekarze musieli wybierać, kogo podłączyć pod respirator.” Z całą pewnością restrykcje, zwłaszcza publiczne są sporą uciążliwością dla zwykłych obywateli. Jakaś część je lekceważy, inna oprotestowuje, a jeszcze inna składa swoje propozycje. Ci ostatni opisywani są w naukach społecznych jako typ Wielepa, tego który wszystko wie lepiej. Oprzyjmy się jednak na autorytetach. Prof. dr hab. n. med. Marian Zębala, znany kardiochirurg i były minister zdrowia w czasie rządów PO-PSL tak powiedział w wywiadzie dla mediów:

To co robi minister Łukasz Szumowski i jego współpracownicy oceniam pozytywnie i sądzę, że ze wszech miar zasługuje to stanowisko na poparcie ze strony społeczeństwa. Mnie jako byłego ministra zdrowia zaskakuje czasem przysłowiowe szukanie dziury w całym przez część osób z życia publicznego. Bo kiedy większość krajów UE, także tych z bardzo bogatym budżetem zostało zaskoczonych pandemią i – powiedzmy sobie szczerze porażonych jej skutkami – w Polsce na szczęście takiego efektu nie widać.

Przenieśmy się w takim razie na chwilę do Włoch. Iulian Urban, 38-letni lekarz z Lombardii tak opisuje sytuację: „Nigdy w najmroczniejszych koszmarach nie wyobrażałem sobie, że mogę zobaczyć i doświadczyć tego, co dzieje się tutaj w naszym szpitalu od trzech tygodni. Koszmar płynie, rzeka staje się coraz większa. Na początku było kilku, potem dziesiątki, a potem setki, a teraz nie jesteśmy już lekarzami, ale zostaliśmy sortownikami na taśmie i decydujemy, kto powinien żyć, a kto powinien zostać w domu, aby umrzeć.” Gaj Peleg, izraelski lekarz pracujący w Parmie powiedział w wywiadzie telewizyjnym:

Z powodu ograniczonej ilości sprzętu w północnych Włoszech nie zezwala się na podłączanie do respiratorów zakażonych koronawirusem osób powyżej 60. roku życia.

Grupa Robocza Bioetyki Hiszpańskiego Stowarzyszenia Medycyny Ratunkowej razem z Hiszpańskim Stowarzyszeniem Medycyny Internistycznej, w obliczu „sytuacji wyjątkowej, która usprawiedliwia przedstawione propozycje”, rekomendują, aby lekarze w Hiszpanii dokonywali wyboru, kogo kierować na oddziały intensywnej terapii, a kogo nie. Kryteria to między innymi szansa na przeżycie pacjenta, oczekiwana długość życia oraz „wartość społeczna” osoby. To się dzieje w tych pięknych krajach, do których wyjeżdżamy na wakacje, na narty, do przyjaciół i do pracy.

Czy wyobrażamy sobie taką samą sytuację w Polsce? Czy rozumiemy powagę rzeczy prawie niewyobrażalnych, ale przecież mających miejsce tuż obok nas?

Lekarze wiedzą, że każda choroba zakaźna, bez względu na to, czy jej powodem są bakterie, wirusy czy inne drobnoustroje, może przebiegać w zasadzie pod czterema postaciami: bez objawów, skąpoobjawowo, pełnoobjawowo i piorunująco (jak na przykład sepsa). Naukowcy z Uniwersytetu Kioto w Japonii, Uniwersytetu Oksfordzkiego w Wielkiej Brytanii i Georgia State University z USA opublikowali wyniki swoich badań, w których stwierdzono, że 17,9 % osób z potwierdzonym zakażeniem koronawirusem nie miało żadnych objawów chorobowych. Podobne badanie przeprowadzili także naukowcy z Uniwersytetu Hokkaido w Japonii, z których wynika, że odsetek bezobjawowych pacjentów był jeszcze większy i sięgał aż 30%. Badacze z Imperial Collage w Londynie podają, że nawet 80% wszystkich zakażonych nie ma żadnych objawów COVID-19 oraz że największa liczba zainfekowanych zakaża się właśnie od osób, u których choroba przebiega bezobjawowo! Profesor Paolo Vineis, szef Departamentu Epidemiologii Genetycznej i Molekularnej we włoskim Instytucie Medycyny Genetycznej uważa, że:

Największym błędem było początkowe niedocenianie zagrożenia, uznanie, że to jest tylko rodzaj grypy. Jednak to jest nowy wirus, którego zachowania nie znamy i dopiero teraz poznajemy, jak bardzo jest niebezpieczny.

Powtarzam jeszcze raz: wirus SARS-CoV-2 wywołujący zapalenie płuc COVID-19 nie jest wirusem grypy, a kto tego nie wie lub nie rozumie ma zespół poważnych deficytów intelektualnych i nie powinien publicznie zabierać głosu. Koniecznie trzeba w tym miejscu wyraźnie zaznaczyć, że osoba bezobjawowa może być chora na COVID-19 i zarażać wszystkie osoby, które się z nią kontaktują. Ona „przejdzie chorobę” nie wiedząc nawet o tym, a osoba przez nią zarażona może umrzeć. Może to być członek jej rodziny, znajomy, sąsiad, kolega szkolny albo przypadkowa osoba z kolejki w sklepie, w aptece lub w przychodni. Jak tego uniknąć? ZOSTAŃ W DOMU! Daj szansę na życie sobie i innym! Rozsądek, to też myślenie o innych.

Kto jest najbardziej zagrożony?

Najbardziej zagrożeni utratą życia są ludzie starsi i chorujący na inne przewlekłe choroby, dlatego w krajach, w których pandemia przybrała już ogromną skalę, właśni oni umierają. Ale nie tylko. W raporcie włoskiego Instytutu Zdrowia Publicznego czytamy, że 1,2% zmarłych nie miało żadnej dodatkowej choroby. A więc uwaga ludzie „młodzi i zdrowi”! Wy też możecie zachorować i umrzeć. I nie lekceważcie tej naukowej informacji. W tym samym raporcie czytamy, że wśród pracowników służby zdrowia średni wiek zmarłych to 49 lat, podczas gdy u reszty populacji – 63 lata. W Polsce jest na razie mało zgonów, ale osoby zmarłe są głównie w przedziale wieku średniego, a nie wysokiego. Zakażeni koronawirusem Polacy stanowią w pewnym sensie dwie różne grupy: wracający lub wjeżdżający do Polski i wwożący wirusa (kierowcy zawodowi, głównie Tirów oraz korzystający z akcji „Lotdodomu”, w ramach której do dnia, w którym to piszę przyleciało ponad 30 tysięcy potencjalnych przenosicieli wirusa) oraz zarażający „poziomo”, poprzez kontakty z innymi ludźmi już na terenie Polski. W naszym województwie dominują te pierwsze, bowiem jest to pierwszy etap zakażeń. W większych aglomeracja następuje już przewaga zakażeń „poziomych”. Na te pierwsze większego wpływu nie mamy, chociaż moim zdaniem tak samo jak inni przyjeżdżający, tak i kierowcy Tirów powinni podlegać obowiązkowej kwarantannie przez 14 dni. Cała reszta powinna zostać w domach i nie zakażać innych.

Nie ma skutecznego leku

Musimy zdawać sobie sprawę z faktu, że na dzień dzisiejszy nie ma na świecie żadnego leku zarejestrowanego do leczenia COVID-19. Żadnego! Około dziesięciu preparatów jest w trakcie badań. Nie podlegajmy więc szalonej panice i nie kupujmy „leków, o których się mówi”. Nie zapewnią one nam ani bezpieczeństwa, ani gwarancji niezachorowania na COVID-19. Na koniec dzisiejszego felietonu wspomnę o dwóch zdarzeniach, które gdyby nie poważne zagrożenie epidemią w Polsce, można by określić jako satyryczne. Ale takimi nie są. Pierwsze zdarzenie, to opisywana powszechnie w mediach ucieczka zakażonego pacjenta z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Zgierzu (referencyjnego dla zachorowań COVID-19). Pacjent uciekł przez okno, szybko został odnaleziony przez kryminalnych w Łodzi i teraz ma postawiony zarzut sprowadzenia zagrożenia dla życia lub zdrowia wielu osób przez zagrożenie epidemiczne lub szerzenie choroby zakaźnej skutkujący karą pozbawienia wolności do lat ośmiu. Drugi przypadek to młoda kobieta, która wróciła z Niemiec i została skierowana na kwarantannę do wyznaczonego miejsca w Słubicach. Po jednej nocy uciekła z miejsca pobytu, ponieważ jest wegetarianką, a tam dali jej do jedzenia chleb i kiełbasę. Ta sprawa też będzie miała swój finał w sądzie. To nie są odosobnione przypadki w Polsce. Spora część naszego społeczeństwa nie jest zdolna do myślenia społecznego, do myślenia o dobru publicznym, jakim jest zdrowie wszystkich obywateli. Egoizm i głupota Jatomuszków, Wielepów i innych odmieńców może nas wszystkich drogo kosztować, tak jak to się już dzieje w większości krajów europejskich i Ameryki Północnej. Agaton Koziński uważa, że „przetrwają tylko najmądrzejsi.” I chyba, a nawet z pewnością tak będzie.

Na koniec coś dobrego. Artur Grudziński napisał tekst i słowa, a zaśpiewała Ludmiła Małecka:

„Są w naszym mieście tacy Lekarze co swoje zdrowie oddają w darze.

Aniołom złożą skrzydła złamane, a diabłom dusze pogruchotane.

Dla Was Lekarze , Sanitariusze ze swego domu się nigdzie nie ruszę.

Wam Pielęgniarki , Ordynatorzy. Śpiewają zdrowi, dziękują chorzy.”

 

I pamiętajcie! NIE KŁAMCIE MEDYKOM! Jeśli chcecie żyć!

 

Dariusz Jałocha