23 kwi Uratuj komuś życie
„Rinascerò, rinascerai” rozbrzmiało jak Włochy długie i (trochę mniej) szerokie. „Odrodzę się, odrodzisz się” to piosenka napisana przez Stefano D’Orazio (słowa) i Roby Facchinetti (muzyka). Kolejna pieśń nadziei i oczekiwanie zwycięstwa dobra nad złem. „Zrodziliśmy się, aby zmierzyć się z losem, jednak za każdym razem to my wygramy. Kiedy to wszystko skończy się, my znów ujrzymy gwiazdy.” Artyści, poza defetystami są generalnie pozytywnie nastawieni do życia. Wierzą, jak hippisi, że świat może być lepszy, szczęśliwszy, bardziej sprawiedliwy. To bardzo dobrze, bo nasz zwyczajny świat, codzienne życie wcale takie nie musi być i często takie nie jest. W Niedzielę Miłosierdzia Bożego papież Franciszek mówił, że „teraz, gdy myślimy o powolnym i żmudnym wychodzeniu z pandemii, wkrada się niebezpieczeństwo: zapominanie o tych, którzy pozostali w tyle. Istnieje ryzyko, że dotknie nas jeszcze gorszy wirus, wirus obojętnego egoizmu.” Bronisław Wildstein idzie jeszcze dalej. Jego przewidywania są gorsze: „Moment kryzysu, jakim jest epidemia, wymaga mobilizacji i solidarności. Prowadzić winien do zawieszenia zwykłych antagonizmów i walki o władzę. W rzeczywistości ukazuje jednak również ciemną stronę zbiorowości, ujawnia najgorsze instynkty i odsłania ukrywane na co dzień, odrażające oblicza. Staje się czasem kanalii.” Jeszcze nie tak dawno Polacy dumni byli z lekarzy, pielęgniarek, ratowników, strażaków, policjantów, żołnierzy. Dziś zdarza się, że przejeżdżającej karetce Pogotowia Ratunkowego młodzi ludzie pokazują środkowy palec, a styrani dyżurami (często wielodobowymi) pracownicy medyczni wypychani są z kolejek do sklepów przez emerytów z dawnych lat. Nie warto nawet pisać o komentarzach na temat żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej, czy policjantów. I do tego odradza się klasyczna cecha Polaków – cwaniactwo (wcześniej już widoczne na przykład w okłamywaniu służb ratowniczych i lekarzy). Rafał Ziemkiewicz w swoim aksamitnym stylu ujął to tak: „Ja osobiście boję się takiego efektu, że gdzieś tam skończy się w Polakach ten strach, który dotąd paraliżował i sprawiał, że się na wszystko zgodzili, a włączy się taka polska skłonność do kombinowania.” Powiem bez ogródek – już się włączyła. Przykład prosto z brzegu, to zawrotne ceny w Internecie maseczek, rękawiczek, płynów dezynfekujących, nawet zwykłych mydeł, na których pilnie dopisano, że „zabijają wirusy”. Inna sprawa, to gdzie się podziewają te miliony właśnie maseczek, rękawiczek, fartuchów i innego dobra, które przylatuje do nas olbrzymimi samolotami. Przecież niektóre szpitale będą musiały budować sobie specjalne magazyny, a przychodniom czy ośrodkom zdrowia, tak jak to jest teraz, pozostanie kupowanie za własne pieniądze u pośredników. Idźmy dalej. Maseczki mamy nosić, ale nie wszyscy. Wyjątkiem są między innymi ludzie, głównie starsi, którzy mają problemy z oddychaniem i maseczki mogą ten stan potęgować. No i co się dzieje – tacy pacjenci napierają do nas po … zaświadczenia, że nie mogą nosić maseczek! Może przyjdą do nas również po papier toaletowy (higiena) lub dezodorant (też zabija wirusy). Już sobie kombinują, jak ominąć nakazy i niech im lekarz wypisze „taki świstek”. I tak nic nie robią, pozamykali się i gadają przez telefony. W Ustrzykach Dolnych jest taki słynny młyn (dziś Muzeum Młynarstwa), gdzie w pomieszczeniach, w których mielono mąkę widnieją napisy „nie pluć na podłogę”. W tamtych czasach, gdy młyn działał panowała nagminnie gruźlica. Plwocina zawierała prątki, które doskonale wzrastały na pożywce z mąki (wokół było pełno mącznego pyłu) i przenosiły się na kolejnych młynarzy. Takie tabliczki były wtedy tym samym czym są dzisiaj maseczki. Jeśli jesteśmy chorzy (nawet na katar) to mamy nosić maseczki, żeby nie zarażać innych. INNYCH, nie siebie. Proszę zapamiętać mądre słowa Dariusza Galicy, górala z Podhala o maseczkach: „nosem już kapke wcześniej, CO BY MY DOTRWALI”. Przenieśmy się jeszcze na chwilę do Poznania. Na drzwiach jednej z piekarń widniała kartka o treści: „Osoby podróżujące za granicę w ciągu ostatnich trzech miesięcy, PERSONEL MEDYCZNY i osoby zainfekowane, prosimy o powstrzymanie się od zakupów.” Prezes Wielkopolskiej Izby Lekarskiej Artur dr Rosier złożył w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury. Takie patotreści często do nas docierają, z całej Polski, a zwłaszcza z tych miejsc, gdzie liczba osób zakażonych jest względnie mała. Piszę względnie, bo to jest kwestia tylko czasu. Nasuwa się proste pytanie: czy to jest OK? Czy tacy chcemy być? Z własnej woli i bez wyrzutów sumienia. Czy może lepiej być takimi, jak lekarze w Toskanii, którzy w Wielkanoc rozdawali w szpitalu w Prato komunię swoim pacjentom. Oddział był całkowicie zamknięty, dr Filippo Risaliti i jego koledzy byli jedynymi towarzyszami pacjentów. Kapelan szpitalny ksiądz Carlo Bergamaschi udzielił zgody. My jeszcze nie mamy takich problemów i takich sytuacji, ale czy na pewno nie będziemy ich mieli?
Bez wątpienia współczesna cywilizacja, oszczędzona brakiem globalnych wojen, pieszczona zdobyczami techniki (i inwigilacji!, o czym często nie zdaje sobie sprawy), otumaniona pseudodobrobytem, wyalienowana ze wspólnoty i oderwana od korzeni pogubiła się z kretesem. Byli kiedyś tacy wizjonerzy: Aldous Huxley, który w 1932 roku opublikował „Nowy wspaniały świat” i George Orwell, który w 1949 roku napisał „Rok 1984”. O tych pracach mówi się, że są to antyutopie. Ja, mimo że nauki wszelakie pobierałem jeszcze w PRL-u, znałem te książki. Nie było ich w bibliotekach, ale były „wśród ludzi” w samizdatach. Obie prace porównał w 1985 roku Neil Postman w swojej pracy „Zabawić się na śmierć”. Autor pisze tak: „Orwell lękał się tych, którzy zakażą wydawania książek. Huxley zaś obawiał się, że nie będzie powodu do ustanawiania podobnego zakazu, ponieważ zabraknie kogokolwiek, kto zechce książki czytać. Orwella przerażali ci, którzy pozbawią nas dostępu do informacji. Przedmiotem obaw Huxleya natomiast byli ludzie, którzy dostarczą nam informacji w takiej ilości, że staniemy się bierni i egoistyczni. Orwell bał się, że nasza kultura przeistoczy się w kulturę niewolników. Huxley zaś lękał się, że ogarnie nas kultura banału, zajmująca się jakimś ekwiwalentem doznań. W ‘Roku 1984’ ludzi kontroluje się przez zadawanie im bólu. W ‘Nowym wspaniałym świecie’ to samo jest osiągane dzięki dostarczaniu przyjemności. Orwell obawiał się, że zniszczy nas to, czego nienawidzimy, Huxley zaś – że to, co uwielbiamy”. Zwróćmy jeszcze raz uwagę na to, kiedy książki powstały, Huxleya w 1932 roku, Orwella w 1949. George Orwell był pod „wrażeniem” buchającego na świecie komunizmu, obawiał się go i przed nim przestrzegał. Wieszczył zagładę spowodowaną komunistycznym terrorem. Aldous Huxley też znał już efekty komunistycznych rządów, ale był to etap względnie początkowy, jeszcze mało efektywny w kreowaniu nowego świata. Może przypuszczał, że kreacja nie będzie tak krwawa. Wyjaśnijmy samo pojęcie. Antyutopia (lub inaczej dystopia) według „Słownika terminów literackich” to „utopia negatywna”, a więc literackie wyobrażenie przyszłości, w której panuje totalitarny porządek społeczny, jednostka jest całkowicie poddana kontroli zewnętrznego sterowania (np. państwa), a wolność i wartości humanistyczne (najczęściej sztuka, filozofia, religia) ulegają degradacji. To sobie teraz popatrzmy na dziś: kto miał rację w swoich antyutopiach? Dziś prawie na całym świecie mamy do czynienia z realizacją przewidywań Huxleya, co widać i czuć i czego nie trzeba udowadniać. Dlaczego o tym przypominam? Rzecz jest prosta jak futerał od cepa. Gdyby przewagę miała antyutopia Orwella, to byśmy wszyscy żyli w Chinach, albo jeszcze lepiej w Korei Północnej, w której do dnia dzisiejszego nie zgłoszono ani jednego przypadku zachorowania na COVID-19. Jest inaczej – nastąpiła przerwa w zabawie. Koronawirus pokazał naszą prawdziwą rzeczywistość, wypisz, wymaluj jak z Huxleya.
Żeby mi ktoś nie zarzucił, że felieton jest antywirusowy, a ja tylko raz użyłem słowa koronawirus, dlatego spieszę z informacjami ad rem. Oto najświeższe informacje. Osoby, które przechorowały COVID-19 nie muszą być odporne na kolejną infekcję. Oznacza to, że odporność populacyjna na SARS-CoV-2 może być mrzonką. Michael Ryan, dyrektor ds. nadzwyczajnych Światowej Organizacji Zdrowia informuje: „Wydawałoby się, że możemy liczyć na ochronę przynajmniej przez pewien czas, ale w przypadku tego wirusa trudno to określić, można jedynie bazować na zachowaniach innych koronawirusów”. Immunolog z Marsylii prof. Eric Vivier uzupełnia tę informację: „Nawet jeśli się to stanie, odporność może się utrzymać zaledwie przez kilka miesięcy”. A więc mogą być nawroty epidemii. A także problem z wiarygodnością testów wykrywających przeciwciała, bo nie wiemy jak one zareagują na ponowny kontakt z koronawirusem. Dziś pozyskujemy od ozdrowieńców osocze krwi, w celu podawania go nowo zakażonym. Ale dr Frederic Tangy z Instytutu Pastera w Paryżu ostrzega, „że wytworzone wcześniej przeciwciała w razie kolejnej infekcji mogą nawet pogorszyć przebieg choroby. Zaobserwowano bowiem, że poważniejsze objawy COVID-19 pojawiają się dopiero wtedy, gdy w organizmie chorego zostaną już wytworzone przeciwciała”. Pada więc teoria o tak zwanej odporności populacyjnej. Zdania uczonych są jednomyślne – jedyna nadzieja w szczepionce. Ale do jej powstania i gotowości do implementowania ludziom potrzebne jest jeszcze bardzo dużo czasu, ocenia się, że nie mniej niż dwanaście miesięcy. Dodać należy, że o skutecznych lekach na COVID-19 – według prof. Andrzeja Horbana, konsultanta krajowego ds. chorób zakaźnych – na razie nie ma mowy. Wszystko co się obecnie stosuje, to są działania wyłącznie objawowe. Cytowany już przeze mnie w poprzednich felietonach Bill Gates inwestuje miliardy dolarów w fabryki mające wyprodukować siedem różnych szczepionek na koronawirusa. W efekcie końcowym do masowej produkcji zostaną wybrane dwie. „Szczepionka jest absolutnie krytyczna, dopóki nie będziemy jej mieli, sytuacja nie powróci do normalności” – mówi w jednym z wywiadów telewizyjnych i dodaje – „większe zgromadzenia publiczne nie powinny odbywać się dopóki nie zostanie wprowadzony program powszechnego szczepienia”.
Sytuacje staje się przejrzysta. Rozsądna izolacja, należyta higiena osobista, myślenie społeczne, afirmacja dla życia ludzkiego i wyrzeczenie się hedonizmu może zatrzymać wizję Huxleya i dać nam czas na sukces w walce z koronawirusem.
Felieton nie może zakończyć się bez informacji o ciekawostkach z czasów pandemii. Otóż światowy specjalista ds. procesów fotosyntezy prof. Mohammed Hazem Kalaji i specjalista ds. wertykalnej uprawy roślin dr Jacek Mojski z Instytutu Biologii Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie od lat pracują nad zastosowaniem roślin do oczyszczania powietrza w miastach na otwartej przestrzeni i w pomieszczeniach zamkniętych. Obecnie naukowcy ci rozpoczęli badania w kierunku możliwości zatrzymania koronawirusa przez opracowany przez nich filtr. Maseczka będzie wielokrotnego użycia. Będzie absorbowała światło potrzebne w procesie fotosyntezy przez znajdujące się w niej rośliny, co leży u podłoża jej funkcjonowania. Taką technikę można stosować zarówno w maseczkach indywidualnych, jak i w elementach systemu oczyszczania powietrza w pomieszczeniach zamkniętych, takich jak szpitale, kliniki, laboratoria, szkoły. Zatrzymuje także wirusy zwykłej sezonowej grypy. Druga wiadomość, równie optymistyczna i do tego do zastosowania od zaraz jest taka. Na Wydziale Medycznym Uniwersytu Kardynała Stefana Wyszyńskiego wyprodukowano dziesięć mobilnych izolatek dla pacjentów zakażonych koronawirusem, które chronią pracowników służby zdrowia i umożliwiają swobodny dostęp do pacjentów. Pierwsze działają już na Oddziale Anestezjologii i Intensywnej Terapii Szpitala Czerniakowskiego. Ich konstrukcja jest prosta, możliwy jest szybki demontaż, odkażanie i zamontowanie dla kolejnego pacjenta. Jest to rodzaj osłony dla pacjentów zaintubowanych, wentylowanych nieinwazyjnie i na oddechu własnym. Uczelnia planuje zaopatrzenie w takie izolatki kolejnych placówek medycznych w Polsce. No i niech ktoś powie, że Polacy nic nie potrafią. Jak trzeba – według prezydenta Bronisława Komorowskiego – to i na drzwiach od stodoły wylądują.
Na początku zacytowałem świętego Augustyna. Muzyka rzeczywiście odgrywa w życiu człowieka ogromną rolę. Jest nie tylko pięknem i ukojeniem, ale przede wszystkim elementem naszej duchowości. Piękno jest nierozerwalnie związane ze sferą duchową człowieka, kształtuje nasze zmysły, myśli i czyny. Przykład pierwszy z brzegu – Rafael Santi z Urbino i jego Madonna Sykstyńska – piękno absolutne i figlarne dwa aniołki, które zna cały świat. W minioną sobotę, w podziękowaniu wszystkim medykom z całego świata, odbył się koncert „One Word: Together At Home”. Wystąpili najwięksi z największych. Lady Gaga, Celin Dion, Billie Eilish, Jennifer Lopez, Taylor Swift, Andrea Bocelli, Paul McCartney, Elton John, Stevie Wander, Rolling Stones i wielu innych. Koncert był zrealizowany internetowo, a artyści występowali ze swoich domów. Zaczynając koncert piosenką Nat King Cola „Smile” Lady Gaga powiedziała: „Myślę o nich każdego dnia, modlę się za nich każdego dnia”. Potem Elton John przed wykonaniem „I’m Still Standing” dodał: „To jest dla wszystkich, którzy pracują na pierwszej linii frontu 24/7. Dziękuję wam za całą wiedzę, miłość, troskę i człowieczeństwo”. Wzruszające i prawdziwe słowa wypowiedziała Sanam Ahmed, lekarka z nowojorskiego Mount Sinai Hospital: „Chcę, żebyście wiedzieli, że jeśli nie możecie trzymać swojej matki za rękę, jestem tam, żeby ją trzymać za rękę. Pielęgniarki i lekarze jesteśmy tam wszyscy, aby powiedzieć waszej mamie i tacie, tym których kochacie, że kochacie ich i że jesteśmy tam, aby się nimi opiekować”.
Drogi Czytelniku, pomóż nam, słuchaj nas – URATUJ KOMUŚ ŻYCIE.
Dariusz Jałocha